Mroczny czas z happy end’em
Naszą historię uprowadzenia (pierwszy odcinek możesz znaleźć tu) skończyliśmy na postanowieniu Sądu Apelacyjnego oddalającego apelację matki.
Radość z wygranej nie trwała długo, gdyż matka rozpoczęła nową batalię.
Do czego się można posunąć, żeby nie wykonać orzeczenia sądu o wydaniu dziecka?
Do wszystkiego:
- interwencja Ministerstwa Sprawiedliwości – propozycja mediacji – nie wiem o czym, skoro nakaz powrotu dziecka był już prawomocny? Mimo to odpowiedzieliśmy umiarkowanie pozytywnie. Do dzisiaj nie otrzymałam odpowiedzi z Ministerstwa na pytanie, kto miałby mediować, gdzie i kto miałby pokryć koszty. Przyznam, że w ogóle nie liczyłam na odpowiedź…
- matka zaczęła słać listy do Rzecznika Praw Dziecka i Rzecznika Praw Obywatelskich, premiera
- do sądu wpływały wnioski o wstrzymanie wykonania orzeczenia, wyłączenie sędzi (egzekwując orzeczenie „nękała” matkę dziecka).
To wszystko bez efektu.
Do czego matka doprowadziła?
- matka zaczęła ukrywać dziecko
- kilkakrotnie zmianie ulegało miejsce, w którym przebywało dziecko (gdy tylko istniało ryzyko przymusowego odebrania dziecka)
- dziecko nie zostało sklasyfikowanie przez szkołę
- w końcu dziecko podeszło do egzaminu klasyfikacyjnego
- sąd wszczął dochodzenie w celu ustalenia miejsca pobytu dziecka (Policja w tle)
- matka oskarżyła ojca o pedofilię
- matka była przymusowo doprowadzana przez Policję do sądu
- dziecko miało (wg oświadczenia matki) zażywać środki uspokajające
- ze względu na zdrowie dziecka – na wniosek matki – wdrożono nauczanie domowe.
Dziecko było ukrywane przez ponad rok
Muszę przyznać, że matce udawało się bardzo długo ukrywać dziecko. Do czasu.
Sama końcówka sprawy wyglądała następująco:
- matka została zatrzymana przez Policję na 24 h i doprowadzona do sądu wykonującego orzeczenie – to jeszcze nie dało nic
- sąd rozpoznający apelację w sprawie rozwodowej powierzył władzę rodzicielską ojcu – i tu coś się ruszyło
- ojciec zgłosił, że matka popełnia przestępstwo uprowadzenia rodzicielskiego (od czasu orzeczenia sądu odwoławczego nie miała prawa przetrzymywać dziecka) – przełom
- matka zadeklarowała dobrowolne oddanie dziecka.
Dziecko jest już z ojcem
Ta historia ma pozytywne zakończenie.
Czy jestem szczęśliwa? Z jednej strony tak – udało się doprowadzić do wykonania orzeczenia.
Moją radość przyćmiewa świadomość, że gdyby w Polsce prawo było szanowane, gdyby wymiar sprawiedliwości był szybszy i bardziej efektywny, a wreszcie – gdyby zaangażowane organy państwa nie bały się „tknąć” matki, to dziecko nie musiałoby przechodzić tej ponad rocznej gehenny.
Izolacja, manipulacja, brak szkoły i kontaktów z rówieśnikami. Spróbuj sobie to wyobrazić.
Z drugiej strony – ojciec pozbawiony nie tylko kontaktu z synem, ale nie mający żadnych informacji co dzieje się z dzieckiem. Ponad rok!
Tego czasu nikt im tj. ojcu i dziecku nie wróci.
Słodko-gorzko
Takie właśnie – słodko-gorzkie – mam odczucia z opisanej egzekucji orzeczenia o nakazie powrotu dziecka.
Nie potrafię zrozumieć i trudno mi uwierzyć, że rodzic może zrobić taką krzywdę swojemu dziecku.
Nie mogę zaakceptować, że środki prawne prowadzące do wykonania orzeczenia są aż tak ułomne.
Ta sytuacja wymaga pilnych zmian w prawie, ale też w podejściu wszystkich nas (napiszę górnolotnie – obywateli) do orzeczeń, prawa.
Bez szacunku dla wyroków, bez szerszego spojrzenia na interes dziecka (wbrew pozorom nie jest w interesie dziecka izolacja od drugiego rodzica) nie zajdziemy daleko.
W czasach, gdy sprawiedliwość jest bezsilna ludzie biorą sprawy w swoje ręce. To gotowa recepta na chaos i samowolkę.
Gdy rozum śpi budzą się demony.
Agnieszka Swaczyna
adwokat
***
Konwencja haska – rewolucja procesowa
Nie planowałam dzisiejszego wpisu…
o konwencji haskiej (dotyczącej uprowadzenia dziecka za granicę), ale temat doścignął mnie sam. Więc piszę wszem i wobec!
Dzisiaj weszła w życie ustawa regulująca postępowanie m. in. w sprawach z konwencji haskiej dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę [Czytaj dalej…]
{ 6 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Takie sytuacja jak wyżej opisana to niechlubny „standard” polskiej rzeczywistości sądownictwa zwanego szyderczo rodzinnym…. Niestety ale większość z nich ( a właściwie prawie wszystkie) nie kończą się takim „happy endem”…
Ani dla ojca ani dla dzieci przede wszystkim.
Ja bym to określiła tak: część sądową udało się poprawić (różnie bywa, ale ostatnio zakończyłam sprawę po godzinie rozprawy i krótkich negocjacjach ze stroną przeciwną). Dramatem jest egzekucja. Zresztą nie chodzi tylko o egzekucję wydania dziecka w konwencji haskiej. Dramatem jest też egzekucja kontaktów….
Taki standardzik – sam już czwarty rok walczę o to, by widywać się z dziećmi. Nie pomagają „zabezpieczenia”, „zagrożenia ukaraniem”, …
Teraz mam płacić za mediacje i moją terapię z dziećmi, bo ja jestem rzetelny i wypełniam wszystko, co do mnie należy, a alienatorka gra na nosie wymiarowi sprawiedliwości 🙁
Niestety to rzeczywiście „standardzik” 🙁
To wszystko brzmi jak jedna ze spraw kryminalnych przedstawianych na kanale pewnej youtuberki zajmującej się takimi sprawami. Prawo rodzinne w Polsce jest naprawdę niedopracowane. Mogę się założyć, że gdyby to ojciec podejmował takie akcje jak matka w tym przypadku, dziecko od razu zostałoby oddane pod opiekę rodzicielki.
U mnie wygladało tak. Dzieckiem zajmowalismy sie naprzemiennie do momentu az matka juz go nie oddała do samej rozprawy. Pozniej standard oskarżenia ze znecalem sie nad nia i dzieckiem, nie widzenienie corki przez wiele miesiecy od uprowadzenia az do badania psychologicznego. Pomimo placzu corki ktora nie chciala isc z matka po zakonczeniu badania tylko pragnela zostac ze mna to wnioski z opini „ze dziecko mieszka z matka to niech tak zostanie” co z radościa przyklepał sad. Pozniej znowu standart alimenty i weekendowe widzenia. Wszelkie pisma wysylane do sadu, nawet te pisane przez prawnikow ITAKI o przywroceniu stanu z przed porwania zostaly przez panią sedzine oddalone. Obecnie czekam na badanie OZSS i nie spodziewam sie ze bedzie lepiej. polski sad rodzinny w pelnej okazałości.