Opublikowanie artykułu w gazecie.pl zbiegło się z planowanym przeze mnie dzisiejszym wpisem.
Niestety zdarza się, że rodzic nie zważając na cokolwiek porywa dziecko za granicę. Co w takiej sytuacji może zrobić pokrzywdzony rodzic? Pozostaje mu jak najszybciej skorzystać z konwencji dotyczącej cywilnych aspektów uprowadzenia dziecka za granicę, sporządzonej w 1980 r. w Hadze i dlatego popularnie nazywanej konwencją haską. Ogólne informacje na temat konwencji można znaleźć tu. Na podlinkowanej stronie można też ściągnąć tekst konwencji i potrzebne dokumenty, nie będę więc dublowała tych informacji na blogu..
Istotną zasadą postępowania wszczętego na podstawi konwencji haskiej jest szybkość. Dziecko ma trafić tam, skąd zostało porwane w jak najkrótszym czasie. Warto pamiętać o tej zasadzie, gdyż ostatnio miałam okazję rozmawiać z panem, którego postępowanie trwało prawie rok., między innymi dlatego, że w trakcie postępowania sąd zaproponował stronom mediację.
Mój rozmówca nie miał świadomości (sąd o tym nie poinformował), że mediacja przedłuży postępowanie o parę miesięcy. O ile zasadniczo jestem zwolenniczką mediacji, to w tym postępowaniu nie jest to dobry pomysł. Trzeba wszystkimi siłami zmierzać do szybkiego końca. Im dłużej dziecko przebywa na terenie „obcego” dla siebie kraju, tym większe jest ryzyko przegrania sprawy. Jeżeli od uprowadzenia minął mniej niż rok sąd powinien orzec zwrot dziecka. Po tym okresie ta powinność także jest aktualna, ale jeżeli dziecko się przystosowało do nowego środowiska sąd może postanowić o pozostawieniu dziecka w kraju mimo bezprawności działania rodzica porywającego.
W trakcie tego postępowania sąd nie orzeka o władzy rodzicielskiej, a “jedynie” bada, czy zachodzą przesłanki do zastosowania konwencji i orzeczenia powrotu dziecka.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }